Trzej przyjaciele z boiska.
Wyjątkowy charakter miało ostatnie, trzecie już spotkanie z byłymi zawodnikami MKS Ciechanów, organizowane przez klub. Pojawili się na nim bowiem bohaterowie dwóch poprzednich – Wojciech Kowalski i Aleksander Henryk Bońkowski, a także Tadeusz Sznajder. Wszyscy trzej Panowie mieli do przekazania mnóstwo interesujących rzeczy.
Najaktywniejszy podczas spotkania był oczywiście Tadeusz Sznajder, z racji tego, że pojawił się na nim po raz pierwszy. Sam bohater tak wspomina swoje piłkarskie i sportowe początki:
- Jestem rodakiem z Glinojecka. W 1952 roku zacząłem naukę w szkole średniej w Ciechanowie, natomiast w piłkę grałem od młodych lat. Kiedy przyszedłem do Ciechanowa od razu trafiłem na stadion i byłem po prostu zaszokowany i zaskoczony grą Budowlanych. W drużynie Budowlanych pierwszym zawodnikiem, który grał a tutaj jest z nami, to jest Wojtuś Kowalski. Pamiętam go jak występował na prawej obronie. Heniu natomiast był wzorowym uczniem i wszechstronnym piłkarzem. W zasadzie pierwsze spotkania, takie na niwie sportu wyczynowego, to był hokej. Ja grałem w technikum handlowym a Heniu w liceum ogólnokształcącym. Profesorem, który wykładał wychowanie fizyczne w technikum ekonomicznym jak i w liceum, był Profesor Hikiert. I to On organizował różnego rodzaju zawody sportowe. Do sportu Heniu się nie garnął, ale kiedy już zaczął, to od razu stał się pierwszoplanowym piłkarzem, dużo młodszym od pozostałych panów. Naprawdę aż dzisiaj trudno to powiedzieć, jak jego losy by się potoczyły, gdyby on zmienił barwy klubowe. Kiedy zaczął studia i zaczął treningi w Polonii miał na to szansę, ale był przywiązany ciechanowskiego środowiska i wołał przyjeżdżać i jeszcze dokładać finansowo, a jak wiadomo nigdy nam się dobrze nie powodziło, ale przyjeżdżał, wzmacniał nas i był wzorem dla wszystkich.
“Kibice byli gotowi nosić nas na rękach”
Kolejne spotkanie z historią zorganizowane przez MKS Ciechanów. W minioną sobotę z zaproszonymi gośćmi swoimi wspomnieniami z czasów gry w klubie znad Łydyni podzielił się swego czasu znakomity napastnik – Aleksander Henryk Bońkowski.
Pan Aleksander występował w drużynie, najpierw Budowlanych a potem Juranda, w latach 1952 – 1965. Zasłynął przede wszystkim wspaniałym instynktem strzeleckim i jak sam wspomina, strzelił więcej goli niż rozegrał meczów. Warto dodać, że już po zakończeniu piłkarskiej kariery, w latach 1990-1994, był przewodniczącym Rady Miasta Ciechanów. A jak zaczęła się i przebiegała jego przygoda z piłką? Zapraszamy do lektury:
- Moja przygoda z piłką trwała praktycznie odkąd pamiętam. Już na podwórku grało się przecież w piłkę z kolegami. Bardziej, nazwijmy to, ukierunkowana przygoda zaczęła się wraz z rozpoczęciem nauki w gimnazjum, pod okiem wspaniałego człowieka, profesora Stanisława Hikierta. Człowieka ze wszech miar oddanego całkowicie sportowi, poświęcającego się dla podopiecznych. Dla niego nie było ograniczenia czasu, zawsze można było na niego liczyć. To co robiłem, osiągnąłem, to głównie zawdzięczam właśnie jemu. Najpierw grałem właśnie w klubie sportowym przy gimnazjum. Tam mieliśmy drużyny koszykówki i właśnie piłki nożnej. To był początek lat 50. Dzieci i młodzież nie miała wtedy praktycznie żadnych innych możliwości i jeżeli ktoś miał sportowe zamiłowanie, to właśnie tutaj mógł się realizować. Dlatego ja grałem w drużynie szkolnej. Sport w szkole był na wysokim poziomie, nasza drużyna szkolna konkurowała, wprawdzie tylko w meczach towarzyskich, z miejscowymi drużynami. Wtedy na terenie Ciechanowa działało kilka klubów, m.in. Budowlani, Gwardia, Kolejorz, Sparta czy Spójnia. Oprócz tego były też drużyny przy zakładach pracy, na przykład cukrowni, browarze. I te wszystkie kluby między sobą rywalizowały.
Gdy MKS był Ciechanowianką – wspomienia Wojciecha Kowalskiego
Wojciech “Kiwaj” Kowalski był gościem pierwszego spotkania zorganizowanego przez MKS Ciechanów, mającego na celu odtworzenie historii ciechanowskiej piłki nożnej i przypomnienie osób ją współtworzących.
Bohater sobotniego spotkania jest jednym z najstarszych żyjących piłkarzy znad Łydyni. Urodził się w 1933 roku, a w klubie występował w latach 1948 – 1968. Jak sam przyznał wówczas drużyna występowała pod inną nazwą, a same realia wyglądały zupełnie inaczej niż obecnie:
- Najpierw ten klub nazywał się Ciechanowianka. Zaczynaliśmy pod koniec 40 lat w klasie C. Wtedy rozgrywki wyglądały inaczej: była klasa C, B, A i trzecia liga. Ciechanowianka istniała do 1956 roku. Potem, “po odwilży”, zmieniono nazwę na Jurand, która utrzymała się do kolejnej zmiany, czyli Mazovii. W Ciechanowiance, poza piłką nożną, istniała również sekcja kolarstwa. Był również zespół juniorów oraz druga drużyna. W klasie C nie mieliśmy żadnego trenera. Pierwszy pojawił się dopiero w B klasie, czyli latach 1954-56. Trening z kolei polegał na tym, że wychodziliśmy na boisko i po prostu kopaliśmy na bramkę. Zresztą ciężko mówić o treningach, jeśli mieliśmy do dyspozycji na całą drużynę tylko jedną piłkę.
Czytaj więcej: Gdy MKS był Ciechanowianką – wspomienia Wojciecha Kowalskiego